10. POSZUKAJ PARTNERA RZETELNIE WIERZĄCEGO W BOGA
Albo ostatecznie zupełnie niewierzącego. Najlepiej jednak wierzącego, bo wiara jest czymś dobrym, co Cię zbuduje. Docenisz to jednak z czasem, czyli po 40. Czasem wcześniej, a czasem wcale. Wiara to łaska uświęcająca. Poza tym osoby wierzące są po prostu życiowo lepsze. Nie koncentrują się na zbieraniu dóbr za wszelką cenę, bo wiedzą że najważniejsze jest zbawienie i dobro innych. Mają więcej miłosierdzia, no i wierzą że ślub to sakrament na całe życie, a nie tylko szopka dla zazdrosnych koleżanek.
Zaś zupełnie niewierzący partner wprowadzi w Twoje życie pewien racjonalny ład, co też nie jest w sumie takie złe.
Niebezpieczna jest osoba miałka. Taka „trochę wierząca”. Wierzy ona zwykle to, co jest dla niej w danej chwili, najbardziej wygodne. Trochę chrześcijanin, trochę buddysta, trochę ktoś i trochę nikt.. Taka wcielona oślizgłość, która zapamiętała z rekolekcji w 1992, że „ludzką rzeczą jest upadać i ludzką rzeczą jest się podnosić z upadku” i tej swojej skłonności do upadania z upodobaniem folguje.
Potem się z tego upadku podnosi aby się sprawnie ubrać i wrócić do Ciebie na kolację ostatnim autobusem linii 324. Taki partner z lubością Cię zdradza i okłamuje, i potem tego – a jakże – szczerze żałuje. Jeżeli jest to żałosna glizda „męska”, to jeszcze często opowie swą przygodę ze wszystkimi szczegółami partnerce, żeby się z nią „podzielić swym cierpieniem” czyli w efekcie - ostatecznie ją dobić. No ohyda. Kobiety są w takich sytuacjach jednak bardziej wyrafinowane. Owszem, egzemplarze hardcorowe opowiedzą Ci listę swoich doświadczeń wprost i z anatomicznymi detalami, w przekonaniu, że co Cię nie zabije to Cię wzmocni. Doświadczyłem tego – szokujące doświadczenie. Ale to margines. Częściej spisują pamiętnik zdrady (czytałem raz taki, był raczej nudny i w stylu „Trędowatej”) i „ukrywają go” za Twoim zestawem stereo. W co pikantniejszych miejscach, jako zakładek używają twoich faktur za paliwo za ostatni miesiąc. I zrozum tu kobiety :)
No więc jeśli nie chcesz przez całe życie być psychoterapeutą takiej rozchwianej osobowości, to: znajdź sobie partnera rzetelnie wierzącego w Boga, albo ostatecznie zupełnie niewierzącego.
Najlepiej jednak wierzącego.
To na 100% zaprocentuje.